Freemove Dance „… nadszedł czas”: akcja w czasie, ruch w przestrzeni

Taniec Freemove Freemove Dance to „… już czas…”. Zdjęcie: Maria Baranova.

14thStreet Y, Nowy Jork, NY.
22 września 2019 r.



Czas. To dość obciążona koncepcja. Słowo to może wywołać stres, niepokój, nadzieję, nostalgię i milion innych emocji. Taniec toczy się w czasie iw przestrzeni, znany choreograf powiedział kiedyś: „Taniec jest tym, co dzieje się między tu i tam”, i można by argumentować, że nadal jest to prawdą, jeśli zostanie sformułowane jako „od teraz do później”. Freemove Dance… już czas… zademonstrowali siłę ludzi poruszających się na scenie, w czasie i przestrzeni - w ich realności i surowości - aby zagłębić się w ideę czasu, tak obciążonego, jak może być. Członkowie zespołu Freemove Dance i dyrektor artystyczny Jenn Freeman, wraz z ich muzycznymi i wizualnymi współpracownikami, zaproponowali przekonujące ukształtowanie takiego ruchu - a także teatralności - aby ta eksploracja była możliwa.



Widzowie weszli, aby zobaczyć „zestaw wstępny” tancerzy chodzących w różnych wzorach, nieco wolno iz wyrazem twarzy z ciekawością, ale także z niepokojem. To samo uczucie było w ich fizycznym transporcie. Tak było, gdyby chcieli odkryć, ale bali się tego, co znajdą. Dzięki standardowemu komunikatowi z głośnika przed przedstawieniem, przypominającemu publiczności, że nagrywanie wideo jest zabronione i aby wyłączyć telefony komórkowe, wiedzieliśmy, że przedstawienie zaczyna się na dobre. To była pierwsza próba naszego wyobrażenia o czasie. Występowali przed rozpoczęciem koncertu?

Światła przygasły (projekt oświetlenia: Philip Trevino) i pojawiły się bębny (perkusja i perkusja współorganizowana przez Price McGuffey), podczas gdy tancerze ustawili się w kolejkach. Ruch unisono zmieniał się między szybkim i szalonym, bardziej opływowym i wolniejszym (np. Przechylanie ramion rozłożonych na bok, jak dzieci bawią się samolotem). Od czasu do czasu z niepokojem spoglądali na zegar na ścianie za nimi - czarny z czerwonymi literami, odliczający od sześćdziesięciu minut. Żółty ich kostiumów (zaprojektowanych przez Mondo Moralesa) na tle świecącej czerwieni zegara odliczającego na skądinąd nagiej scenie tworzył fascynującą estetykę.

Na tym wczesnym etapie byli zjednoczeni w niepokoju z powodu tego, co pokazywał zegar - i zmiany tego, co pokazywał. Łączył ich także ruch z czystym, akcentowanym bębnieniem, nienagannie poruszającym się wraz z jego uderzeniami. Bębnienie zaczęło mieć swój własny charakter. Wydawało się, że to bębnienie prowadziło do szybkich wspólnych artykulacji w ruchu, puknięcia bioder w stylu Fosse'a lub przesunięcia spojrzenia wypełniającego pomieszczenie. Tancerze dobrze przyjęli to wymagające podejście. Właśnie wtedy, gdy czułem, że zmęczy mnie ruch idealnie sparowany z perkusyjnymi akcentami, ruch do wyciszenia, a nawet przeciwstawianie się rytmicznemu bębnieniu zaczęło pojawiać się bardziej. W związku z tym zastanawiam się, czy nie byłoby pożyteczne włączenie tych różnych relacji do muzyki na wcześniejszym etapie pracy.



W pewnym momencie, w którym bębnienie - tak naprawdę strażnik czasu - zapewniło o swoim wpływie, tancerze przestali się ruszać, gdy przestał grać talerz. Rozejrzeli się po sobie w oczekiwaniu, kiedy znowu zagra, i znowu się ruszą. Tak na poważnie zaczęła się kolejna ważna cecha twórczości Freemana - małe teatralne winiety, które uczłowieczały tancerzy i wprowadzały nas w ich psychologiczny i międzyludzki świat.

Następna z tych małych winiet pojawiła się wkrótce, kiedy tancerze siedzieli w rzędzie krzeseł i mówili zwroty w stylu „czy już czas?”, „Czy powinienem iść?”, „Czy teraz?” - podkreślając, jak bardzo świadomość czasowych procesów i rzeczywistości rządzi naszą mową i działaniem. Z niepokojem wstawali z krzeseł i ponownie siadali. Przez cały czas zegar tykał. Dotarcie na miejsce zajęło mi trochę czasu, ale w końcu dałem się wciągnąć w dramat związany z pytaniem „co się stanie, gdy spadnie do zera?”. To pytanie rzeczywiście stałoby się znaczące.

Innym pamiętnym momentem było to, że tancerze piętrzyli się na sobie. Odkładają na minutę lub dwie, dając słuchaczom szansę na oddychanie i przetworzenie tego, co widzieli - ale nie na tak dużą szansę, że ich umysły prawdopodobnie uciekną gdzie indziej. Wobec dynamicznej akcji dzieła zastanawiam się, czy więcej tych chwil dla odbiorców na przetrawienie treści mogłoby wpłynąć na ich ostrzejszy, bardziej wartościowy odbiór dzieła.



Jeden tancerz podniósł się z tej grupy i zatańczył niezapomniane solo, pełne oddechu, ale też artykulacji. Fascynujące było doświadczenie fizyki tego, jak ruch przemieszczał się z punktu inicjacji w jej ciele do innych części. Ogólnie rzecz biorąc, ruch Freemana łączył - a także zestawiał - artykulację stawów z większymi ruchami ciała w sposób, który był całkiem satysfakcjonujący. Była przejrzystość bez sztywności.

Przykładem tych cech ruchu była sekcja tancerzy w szeregu krzeseł, stóp razem i rozstawionych oraz wykonujących perkusyjne akcenty rękami. Ich unisono było trafne, a multisensoryczna oferta kusząca. Ta sekcja pojawiła się kilka razy podczas występu, między innymi jeden element, który utrzymywał spójną linię przejścia przez wszystkie zróżnicowane utwory (inne obejmowały tykanie zegara i bębnienie).

Ulubieńcem publiczności wydawał się być cover obsady „Time After Time” Cyndi Lauper (1983). Tancerze włożyli peleryny z kapturem i stanęli w kolejce na skraju sceny, oświetleni punktowo, a reszta ciemności. Zaczęli śpiewać i gestykulować, „hamując to” na odpowiednim poziomie. Jeden z nich zaśpiewał wysoką tonację, odbijającą się echem, harmonijną linię, wywołując jeszcze głośniejszy, zadowolony śmiech publiczności. Inne zabawne momenty, w tych różnych małych teatralnych momentach, obejmowały tancerzy, którzy naprawiali swoje kostiumy i prostowali krzesło, z którego właśnie wstał inny tancerz. Te przykłady wskazywały na to, jak wywieramy na siebie presję w obliczu własnego stresu związanego z czasem.

Nastrój zmieniłby się jednak na coś znacznie mniej zabawnego i pozytywnego. Gdy zegar odliczał bliżej 00:00, tancerze krzyczeli i biegli, wywołując chaos. Ostatecznie doszli do skupienia się na centralnej scenie. Słyszeliśmy tylko ich oddech i tykający zegar. 00:00:00 uderzył i migały czerwone cyfry. Tak naprawdę nic się nie wydarzyło, o co tutaj chodziło. Duża czerwona lina opadła z sufitu na zaciemnioną scenę, po której tancerze wspinali się jeden po drugim. Gdzie wznoszą się ponad stres czasu, nie widząc nic, co się stało, gdy się skończył? Czy nadszedł czas, aby iść, czy zrobić coś innego?

To może być pytanie bez odpowiedzi - jedne z najbardziej owocnych, jakie może dostarczyć sztuka. Na ostatnie pytania, na które udzielono odpowiedzi lub pozostawiono bez odpowiedzi, wszyscy moglibyśmy opuścić teatr z mocnym do myślenia. Wygląda na to, że sprawiło to, że obejrzałem Freemove Dance ….już czas… poza estetyczną spójnością i przyjemną teatralnością, półtorej godziny dobrze spędzona. Może nam przypomnieć, żebyśmy nie przywiązywali tak dużej wagi do samej sprawy.

Autor: Kathryn Boland z Taniec informuje.

polecany dla Ciebie

Popularne Wiadomości