Dana Tai Soon Burgess Dance Company „A Tribute to Marian Anderson”: Harmonic motion

Dana Tai Soon Burgess Dance Company Dana Tai Soon Burgess Dance Company „W hołdzie Marianowi Andersonowi”. Zdjęcie: Jeff Malet.

Smithsonian National Portrait Gallery, Waszyngton
3 lutego 2020 r.



Opór może przybrać formę cichej, pełnej gracji siły - w wytrwałości, zaradności i wytrwałości. W walce z niesprawiedliwością może więc istnieć harmonia i łaska. Te cechy błyszczą w życiu Mariana Andersona, kogoś, kogo nie znałem, dopóki nie dowiedziałem się o tym przedstawieniu. Była pierwszą dużą afroamerykańską śpiewaczką operową, która zyskała rozgłos w tym kraju. Droga tam nie była łatwa, a ona musiała stawić czoła niesamowitemu rasizmowi, do tego stopnia, że ​​odmówiono jej dostępu do kilku sal koncertowych. Jednak nigdy nie pozwoliło, by to przeszkodziło jej w robieniu tego, co kochała i dzieleniu się swoim talentem.



Na przykład, gdy nie wolno jej było występować w prestiżowym miejscu w Waszyngtonie, śpiewała na schodach pomnika Lincolna - „My Country T’is of Thee”. Symbolika tutaj jest uderzająca i potężna. Dana Tai Soon Burgess Dance Company (DTSBDC) przedstawiła to, wraz z pełnym wdzięku, wytrwałym oporem Andersona, z jasnością i rozkazem. Charakterystyczny styl ruchu Burgessa, pięknie wydana forma klasycznego tańca nowoczesnego - wraz z budowaniem wyraźnej, sugestywnej atmosfery - wszystko to pomogło zbudować ten wizerunek.

Firma z siedzibą w Waszyngtonie misja polega na „tworzeniu i wykonywaniu nowych choreografii tańca współczesnego, które eksplorują historię osobistą i kulturową… [które] oświetlają podstawowe doświadczenia, potrzeby i aspiracje, które są integralną częścią życia każdego człowieka” Burgess to pierwszy w historii Smithsonian Choreograf w rezydencji . Stworzył tę pracę jako odpowiedź na wystawę w National Portrait Gallery honorującą Andersona „One Life: Marian Anderson” (2019, kurator: Leslie Urena).

Dana Tai Soon Burgess Dance Company

Dana Tai Soon Burgess Dance Company „A Tribute to Marian Anderson”. Zdjęcie: Jeff Malet.



Poczucie harmonii, opanowania i szacunku było widoczne od samego początku. Czarno-biały wizerunek Andersona w uroczej długiej czarnej sukience wypełnił scenę jako preset. Weszła piosenkarka Millicent Scarlett. Jej głos był pełny i głęboko dźwięczny, oferując „My Country T’is of You”. Jeffrey Watson akompaniował jej na pianinie. Tancerze krążyli wokół niej, poruszając się w kanonie. Niektórzy chodzili z prezencją, a inni tańczyli bardziej techniczne kroki, dodając element opozycji, aby uczynić harmonię bardziej dynamiczną. Podczas tańca towarzyszyły im kompozycje Brahmsa.

Wkrótce tancerze połączyli siły, tworząc ruchy inspirowane salą balową i ruchome obrazy klasycznego tańca nowoczesnego, z których wszystkie zapadły w pamięć. Kobieta rzuciła się do przodu, a partner wziął za nią arabaskę, tworząc feministyczny obraz, który rozgrzał moje serce. Uniesienie nad biodrem w obrót stało się opuszczeniem ramion, ręce pary powoli się spotykają. Techniczny moment przeszedł w satysfakcjonująco jasny i prosty moment, pełen opanowania i szacunku.

Ta sekwencja powróciła w pewnych momentach, stając się podstawą jej powtórzenia. Ta sekwencja i inne frazy ruchowe powtarzane w choreografii nie stały się nieaktualne, ponieważ niuanse w nich za każdym razem były świeże. Podejście to stworzyło również ucieleśnienie powtarzalności mostu i chóru w muzyce, a wszystko to związane z tematem, jaki widziałem - wytrwałością, zacięciem i cichą siłą.



Duet zawęził doświadczenie portretowane do grupy do dwóch osób. Następnie ruch stał się głębszy i bardziej jawnie relacyjny. Podążyło za nim trio kobiet, bardziej miękkich i bardziej kobiecych pod względem ruchu. Piękny obraz obejmujących ramiona, podczas gdy tancerze stali w kolejce, był estetyczny, a także oferował ciepłe poczucie wsparcia i połączenia.

Wydawało się, że był to duet, który zagłębił się w bardziej burzliwą stronę romansu. Głębokie uziemienie w warstwach było jak oparcie się własnej woli. Zbliżanie się i oddalanie od siebie w przestrzeni było podobne. To sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, co więcej z tego głębokiego uziemienia mogło wnieść do innych części pracy, że energia, którą dysponowaliśmy, była raczej pionowa i przez większą część została podniesiona. To prawda, że ​​ta podnosząca jakość była częścią tego, co budowało poczucie godnej, cichej siły, która się pojawiła.

W dalszej części utworu nastąpiła przerwa w śpiewie, być może mogłaby przynieść efektowny kontrast, gdyby została również wykonana wcześniej w utworze. Z drugiej strony słyszałem, jak stopy tancerzy ślizgają się, sprawiając, że ich płynny ruch nadkrzywej i podkrzywej jest dla mnie bardziej trzewny i przyjemnie empiryczny. Również wprowadzenie mnie do tej pracy było klasyczną i dostojną estetyką. Oświetlenie było proste, ale sugestywne, żółto-szare. Kostiumy były czarne i elegancko skrojone (autorstwa Sigrid Johannesdottir). To wszystko stworzyło coś, co przypominało poruszające się czarno-białe zdjęcie.

Później sekcje grupowe zmieniły się w coś w rodzaju otwarcia, krążenia i ruchu jak walc. Był jednak bardziej ekspansywny i techniczny, z nogami przecinającymi powietrze w windach i czystymi listwami z boku (stabilne i wyraźne, a nie sięgające głowy, jakość ceniona ponad nadludzką elastyczność). Millicent wróciła, by zaśpiewać „My Country T’is of Thee”. Światła przygasły na stole, tancerze zwrócili się w stronę tego samego eleganckiego wizerunku Andersona. Wydawało się to przekonującym, cudownie wykonanym uhonorowaniem kobiety, która z wytrwałością, uczciwością i wdziękiem radziła sobie z niesprawiedliwością i uprzedzeniami.

Autor: Kathryn Boland z Taniec informuje.

polecany dla Ciebie

Popularne Wiadomości