NACHMO Boston 2018: Tyle tańca może być!

Shejith Krishna „Nandi Chol” Shejitha Krishny. Zdjęcie: Olivia Blaisdell.

Kompleks taneczny, Cambridge, Massachusetts.
10 lutego 2018 r.



Gdybyś miał zapytać dowolną przypadkową osobę na ulicy, co wyobraża sobie, kiedy mówisz „tańcz”, jak myślisz, co by odpowiedzieli? Być może natkniesz się na dobrze wykształconego tancerza lub entuzjastę tańca, ale najprawdopodobniej ten przeciętny człowiek wyobrażałby sobie towarzyski taniec towarzyski, balet klasyczny lub „ciemny”, „zły” taniec współczesny. Kultura zachodnia, poprzez tak szerokie rozpowszechnianie tych obrazów i idei tego, czym jest „taniec”, zawęziła przeciętną osobę wyobrażenie o ogromnym oceanie możliwości i ustalonej kreacji, czyli tańcu.



Bostońskie NACHMO było siłą, która walczyła z tym wąskim typem wizji, oferując szeroką gamę stylów tańca i jakościowych ujęć. „NACHMO” to skrót od „National Choreography Month”. Na potrzeby tego spektaklu choreografowie musieli stworzyć i dopracować swoje utwory w ciągu jednego miesiąca. Wszystkie 12 prac było godnych uwagi i wykonanych na swój sposób, ale ta recenzja skupi się na najbardziej znaczących i zapadających w pamięć z nich.


Bill Shannon

Margaret Wiss

„To by Two” Margaret Wiss. Zdjęcie: Olivia Blaisdell.

Pierwszy z tych utworów, „To by Two” (w choreografii Margaret Wiss i tańczony przez Norę Buonagurio, Katy Esper), żył i oddychał poprzez intrygującą, niepowtarzalną oprawę. Jedynym wynikiem był oddech i mowa dwóch tancerzy. Po lewej stronie sceny świeciły ukośnie, od góry po prawej. Proste i czarne kostiumy pasowały do ​​tej mrocznej, oszczędnej estetyki. Zaczęli „wdech, wydech”, wchodząc i wychodząc ze wzajemnej negatywnej przestrzeni. Ich mowa zmieniła się w słowa kierunkowe, połączone z „wdechem” i „wydechem” - „wydychaj”, „poprzecznie”. W władczym tonie brzmiał jak wskazówki choreografa - próba taneczna! Wydawało się to dość „meta” (sztuka komentująca samą siebie) i (prawdopodobnie) nie do końca odpowiadające nie-tancerzom, dopóki jeden tancerz nie zaczął biegać.



Praca wydawała się wtedy przekształcać znaczenie w cykliczną naturę życia - kierunki tam iz powrotem, ale wzorce, takie jak nasz oddech, były spójne niezależnie od tego, w którą stronę się poruszamy. Trzeba by zapytać artystów, czy taki był ich zamierzony sens, ale jest to przejmujące. Ruch przez cały czas był równie uderzający - wielobiegowy, jakościowy, wielowymiarowy i ewidentnie zgodny z najlepszymi naturalnymi skłonnościami ciał dwóch tancerzy. Zakończenie przyniosło dłuższe przemówienie jednego tancerza - unikalna definicja „wydechu”, która zdawała się pogłębiać ideę siły życiowej cyklicznego oddechu leżącą u podstaw wszystkiego, co robimy. Całe to znaczenie pochodziło z prostej mowy i dwóch poruszających się ciał!

Shejith Krishna

„Nandi Chol” Shejith Krishna. Zdjęcie: Olivia Blaisdell.


Ruben Devill Age

Dwa utwory później pojawił się duet tradycyjny Bharatanatyam , „Nandi Chol” (w choreografii Shejith Krishna i tańczony przez Revata Masilamaniego, Soumya Rajaram) - równie uderzający, ale w inny sposób. Autentyczność wynikała z oryginalności kostiumu, eleganckiego opanowania i czystej opanowania pozowania i przejść. Ten krytyk nie jest w pełni zorientowany w technice, ale wydawało się, że nigdy nie wypadli z kroku. Była cudowna harmonia ostrości i miękkości.



Widzowie mogli również dowiedzieć się kilku ciekawostek o klasycznej formie tańca i jego tradycyjnym stroju. Moglibyśmy na przykład zdać sobie sprawę, że dzwonki pochodziły z nabijanych dzwonkami bransoletek. Na łukach ich stóp mogą znajdować się maleńkie talerze. W ten sposób utwór był zarówno edukacyjny, jak i zabawny - i żaden z nich nie musiał odwracać uwagi od drugiego.

Kristin Wagner i Tony Guglietti w

Kristin Wagner i Tony Guglietti w „fold”. Zdjęcie: Olivia Blaisdell.

Tony Guglietti i Kristin Wagner otworzyli drugi akt „fold”. Siedzieli przy pozbawionym ozdób stoliku do gry w karty. Rozpoczęła się nastrojowa instrumentalna muzyka fortepianowa „3 312” Mike'a Wall'a. Zaczęła się walka tam iz powrotem, walka siły woli - otwarte dłonie i przedramiona poruszały się tylko po to, by zostać złapanym w otwarte dłonie i przedramiona drugiego. Ich synchronizacja z tymi działaniami, blokującymi ruch innych, była nienaganna. Wkrótce owijali się wokół stołu w stanie wysokiej gotowości i zamieniali się miejscami. Wyprowadziła się tylko po to, żeby przyszpilił ją z powrotem do stołu. Potem stanęła na nim - silna, sprężysta, niepokonana. Upadła w jednej prostej, a on ją złapał.

Zdarzyło się to jeszcze kilka razy - upadając z kolan, wyginając się z powrotem w zgięte kolano - nigdy z nutą strachu lub wahania ze strony Wagnera. Dzięki temu czułość podważała wszelkie postrzeganie go jako złoczyńcy - a nawet kontradyktoryjny charakter ich związku, który początkowo wydawał się tak oczywisty. To było o wiele bardziej skomplikowane. I tak jest miłość i każdy bliski związek. Wagner i Guglietti mówili o tym wszystkim z elegancją i niuansami, a wszystko to w prostym ruchu i strukturze. Była w tym poetycka ekonomia. Zaproponowali też coś, co w swojej specyfice stało się uniwersalne. Tak naprawdę jest wiele z najlepszych dzieł sztuki.


chaz dziekan partner

Deepa Srinath

Deepa Srinath’s „A Padam and a Thillana”. Zdjęcie: Olivia Blaisdell.

Inne Bharatanatyam Następny był utwór „A Padam and a Thillana” Deepa Srinath. Zaczęła od ustnego wyjaśnienia dwóch podstawowych form klasycznego stylu tańca, opowiadania historii i czystego ruchu. Być może przydałoby się to przed pierwszym utworem w stylu, ale mimo to było pomocne. Muzyka była też nieco bardziej unowocześniona niż w pierwszym utworze, a jej styl nieco bardziej teatralny - a mimo to wszystko wydawało się dość autentyczne. Jej ruch był precyzyjny, ale pełen swobody, a jej powóz królewski i dumny. Razem z pierwszym utworem słuchacze mogli zobaczyć, że ta klasyczna forma tańca może mieć wiele do zaoferowania.

Rebecca McGowan

„Slip Jig” Rebeki McGowan. Zdjęcie: Olivia Blaisdell.

Irlandzki taniec stepowy pojawił się dwa tańce później, „Slip Jig” Rebeki McGowan. Każdemu krokowi nadawała łatwą radość, dopasowując tę ​​samą cechę do swojego uśmiechu. Zjadała przestrzeń sceniczną, podróżując po różnych przekątnych i liniach. Przyglądając się uważnie, można było dostrzec intrygujące i nieoczekiwane drobne akcenty - takie jak odwracanie pięt na zewnątrz. Była precyzyjna w całej tej pracy nóg, ale wciąż pełna tej radosnej swobody. Oferowała wiele radości, czy to poprzez uważne, czy ogólne spojrzenie na jej taniec. Utwór był kolejną warstwą potencjału widzów, aby zobaczyć, ile może być tańca.

Następnie przyszła solówka Juliany Utz, „The Valley of the Shadow” tańczona przez Melenie Diarbekirię - oparta na technice baletowej, ale ze współczesną swobodą i ugruntowaniem. Miała na sobie pointe, ale możliwe uniesienie z nich nie zdominowało ruchu ani odczucia utworu. Jej długa, falująca czerwona spódnica dodawała rozmiaru i wymiaru jej mocnym rozszerzeniom. Biała koszula z marszczeniami i długimi rękawami dodała klasycznej elegancji.

Melenie Diarbekiria

„Dolina cienia” Melenie Diarbekirii. Zdjęcie: Olivia Blaisdell.


przejście kariery dla tancerzy

Nie brakowało też uczucia napięcia i konfliktu - poprzez wielokierunkową frazę, jej ostry akcent (przeplatany delikatniejszym ruchem) i dramatyczną prezentację. Nie znaliśmy źródła napięcia, ale to uczucie jest z pewnością możliwe do odniesienia. To była kolejna warstwa tego, czym może być taniec dla widzów.

Ostatni utwór „Here” w choreografii Brenny Bannister i zatańczony przez siedmioosobowy zespół zakończył spektakl nutą radości, przyjaźni i jedności. Zaczęło się w parach, każdy członek pary zwrócony ku sobie. Jasna muzyka pop i równie jasne koszule w różnych kolorach tworzyły tęczę na scenie. Spora porcja unisono, w słownictwie jazzowym z dodatkiem współczesnego flow, dobrze pasuje do tego energetycznego klimatu. Skoki unosiły się, przedłużenia eksplodowały, a praca nóg była ostra. Wszystko to wydawało się być unowocześnieniem tańca jazzowego, który wydawał się pozostawać wierny klasycznej formie - o której wiele rozmów w świecie tańca towarzyszyło.

Brenna Bannister

Brenna Bannister „Here”. Zdjęcie: Olivia Blaisdell.

Wyszli z par i przeszli przez inne uderzające formacje - na przykład układając się nawzajem w kole, każdy ofiarowując i otrzymując wsparcie. Skończyli utwór podobnie, ale w jednej linii. Końcowy tekst piosenki podkreślił to poczucie wsparcia - „Będę tu dla Ciebie!”. Przy tym wszystkim, co oferował, kawałek był tylko jednym bardziej jasnym, unikalnym ściegiem na rozległym, wieloformatowym gobelinie, że jest tańcem, w całej jego możliwości. NACHMO Boston pokazał to jasno każdemu członkowi publiczności - wytrawnym entuzjastom tańca, widzom po raz pierwszy i wszystkim pomiędzy. Jeśli wrócą do teatru, to, czym mogą się tam cieszyć, jest nieograniczone!

Autor: Kathryn Boland z Taniec informuje.

polecany dla Ciebie

Popularne Wiadomości