„Obsidian Tear” Boston Ballet: Taniec z dala od stada

Paulo Arrais i Irlan Silva w Wayne McGregor Paulo Arrais i Irlan Silva w „Obsidian Tear” Wayne'a McGregora. Zdjęcie: Rosalie O'Connor, dzięki uprzejmości Boston Ballet.

Opera Bostońska, Boston, Massachusetts.
3 listopada 2017 r.



Napięcie między wolą jednostki a wolą grupy jest stare jak wiek. W tańcu klasycznym jestCorps de balleti soliści. Tradycyjnieciałoczłonkowie muszą razem stworzyć zjednoczoną całość, podczas gdy soliści mają za zadanie uosabiać pełne i niezapomniane postacie, archetypy lub idee. Niektóre dzieła sztuki tanecznej mogą wykorzystywać tę strukturę do przedstawiania zjednoczonych grup i tych, którzy odbiegają od nich, tych „indywidualistów”, którzy odważą się kolorować poza liniami. Wydaje się, że jest to możliwe nawet w balecie wykonanym w bardziej współczesnym stylu.



Boston Ballet w Wayne McGregor

Boston Ballet w „Obsidian Tear” Wayne'a McGregora. Zdjęcie: Rosalie O’Connor, dzięki uprzejmości Boston Ballet.

Boston Ballet zademonstrował takie podejście do wielkiego sukcesu w Obsydianowa łza - w tym tytułowy utwór Wayne McGregor i światowa premiera Piąta Symfonia Jeana Sibeliusa od choreografa rezydenta Jormy Elo. Ogólny punkt widzenia, dostarczony ze specyficznymi, ale wieloaspektowymi niuansami otwartymi na interpretację, wydaje się całkiem odpowiedni w 2017 r. Różne siły społeczno-polityczne prowadzą nas do rozważenia, w jaki sposób równoważymy służenie życiu jednostki i prosperowanie szerszego kolektywu.


Katy Coloton

Oxford Dictionary definiuje „obsydian” jako „twardą, ciemną, szklistą skałę wulkaniczną utworzoną przez gwałtowne krzepnięcie lawy bez krystalizacji” - jest to rzeczywiście ciekawe słowo określające tytuł baletu. W połączeniu z wielką i dramatyczną uwerturą poprzedzającą („Finlandia” Jeana Sibeliusa, prowadzoną przez gościnnego dyrygenta Daniela Stewarta), a my, widzowie, nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Wiedzieliśmy jednak, że czeka nas przejażdżka. Pierwsi tancerze byli w czerni, a jeden w czerwieni - kolor, który był tak żywy i niepowtarzalny. Przyłączyli się inni tancerze, ale wszyscy ubrani na czarno i żaden z tym przyciągającym wzrok czerwienią (kostiumy zebrane przez Koordynatorkę Mody Katie Shillingford). Jedyna czerwień musiała coś oznaczać. Musiało nadejść coś dużego.



Ruch McGregora w tym utworze był jak syrop klonowy - sączył się w sposób ciągły, ale z jakąś ostrą i uderzającą słodyczą. Tę jakość zbudowała być może siatka klasycznej i bardziej zapoczątkowanej wspólnoty współczesności. Muzyka wplata się w ten ruch z ciągle meandrującą jakością. I odwrotnie, gdy tancerze się poruszali, różne grupy wydawały się ucieleśniać różne części harmoniczne w muzyce - wysokie i niższe, ostre i więcejpowiedzenie.

Ruch był też raczej kształtowy - czasem bardziej skomplikowany i niewyraźny dla oka, innym razem bardziej geometryczny i zdecydowany. Stało się to dawaniem i braniem, równowagą między tym, co zdefiniowane, a tym, co nieco nieokreślone. Jednym z naprawdę niezapomnianych kształtów, zdumiewającym wizualnie, ale także pozornie mówiącym o połączeniu między tancerzami, były ramiona tworzące pętlę (tancerze trzymający nadgarstki) i pętla uniesiona do góry. Zwolnili to, aby ponownie zapętlić się w innym wariancie.

Boston Ballet w Wayne McGregor

Boston Ballet w „Obsidian Tear” Wayne'a McGregora. Zdjęcie: Rosalie O’Connor, dzięki uprzejmości Boston Ballet.



Później ta sama dwójka zeszła ze sceny razem - okazało się, że to dwie części całości. Jednak tancerz w czerwieni nigdy nie był zaangażowany w tego rodzaju koneksje. Co więcej, więcej tancerzy dołączyło i podeszło, by poprowadzić go na półkę - jedną z czarnej, ostrej, grubej i mocnej skały. Obsydian . Narastało napięcie w bitwie. Jeden tancerz wyciągnął ramię, jakby chciał gestem „naprzód, ludzie!” Ruch stał się wtedy szybszy, bardziej geometryczny i bardziej kanciasty - napędzany łokciami, z gestami w różnych płaszczyznach i kierunkach. Wszystko wydawało się dość mechaniczne. W końcu ubrana na czerwono tancerka została doprowadzona do krawędzi półki. Napięcie osiągnęło szczyt, gdy musiał tam stać, podczas gdy potężny, rozkazujący taniec (w duecie i solo) grał pod nim. Wydawało się, że nie ma ucieczki.

W dziwnie złowieszczy sposób jeden tancerz przeszedł powoli przez scenę. Przypominał powolny marsz ku śmiertelności. Koniec pozornie tak bliski dla tego outsidera w czerwieni, że był na tyle namacalny, że można go było odbić w fizycznej formie. Tancerz na półce próbował uciec, ale został zepchnięty w nieznaną otchłań. Potem inny tancerz walczył o życie - przedstawienie tego, który upadł, czy też empatyczny związek między nimi jako żyjącymi, czującymi się ludźmi?

Nad tym tancerzem rozpoczął się duet ciężkiego i ugruntowanego ruchu, napiętego, ale płynnie wykonanego podziału ciężaru. Ta sekcja, a także wiele innych rzeczy związanych z tym utworem (jak na przykład niektóre w męskiej obsadzie ubranych w raczej kobiece kostiumy) niezachwianie przełamało granice płci, partnerstwo całkowicie męskie obejmowało kształty i ruch, które historycznie tańczyły kobiety. Wydawało się, że to wszystko nie zwraca na siebie uwagi, ponieważ nie wydawało się być głównym celem pracy. Po prostu płeć nie wydawała się mieć znaczenia.

Wydawało się, że bardziej chodziło o potraktowanie tego jedynego tancerza na czerwono - ostracyzowany, oczerniany i ostatecznie doprowadzony do jego śmierci. Istotne było również to, jak główny lider tego zabiegu sam zeskoczył z półki na końcu - światła i muzyka nagle zgasły, a kurtyna szybko opadła, co potęgowało szok związany z obserwowaniem tej zupełnie nieoczekiwanej akcji. Jedno na wynos - czasami jesteśmy popychani, a czasami skaczemy. Skończyliśmy i robimy na sobie. Innym jest to, że ci, którzy znęcają się i odrzucają osoby bezbronne, ostatecznie również ranią siebie. Cokolwiek by to nie było, a nawet bez żadnego konkretnego przesłania moralnego, była to wyjątkowa i uderzająca sztuka.

Boston Ballet w Jorma Elo

Boston Ballet w „Piątej symfonii Jeana Sibeliusa” Jormy Elo. Zdjęcie: Rosalie O’Connor, dzięki uprzejmości Boston Ballet.

Jorma Elo’s Piąta Symfonia Jeana Sibeluisa był zauważalnie bardziej tradycyjny, ale miał swój własny, współczesny charakter. Zaczęło się naprawdę od huku, ryzykując banałem - ale w żadnym wypadku nie było to banalne. Od samego początku formacje wtapiały się w siebie w bardzo uderzający, nowatorski sposób. Był to inny rodzaj ciągłego ruchu niż ten, który można było zobaczyć w utworze McGregora, zamiast pojedynczych grup poruszających się w sposób ciągły w określonych frazach, ogólny obraz na scenie nieustannie się zmieniał, zmieniał i ewoluował. Ze sprytnym frazesem, różnymi parami tancerzy płci męskiej i żeńskiej, w kolorze zielonym i bordowym (projekt kostiumów: Yumiko Takeshima) poruszał się w tych formacjach. Ta fraza była przerywana kilkoma szczególnymi motywami ruchowymi i kształtami, w tym ramionami w kształcie litery „V”, „nożycami” nóg uniesionych tancerzy (aby niemal stworzyć wrażenie latania).

To wszystko wydawało się w dużej mierze klasyczne, ale przechylane przedłużenia i kształtowanie w partnerstwie wydawało się zniewalająco współczesne. Jednak coś znaczącego wydawało się zupełnie odmienne od klasycznych utworów baletowych pozbawionych fabuły. Pewna niebieska tancerka (Ashley Ellis), która nie miała partnera, tańczyła swój własny, niepowtarzalny ruch. Na przykład w pewnym momencie Ellis siedziała, kręciła się i pedałowała nogami, jakby jadąc na rowerze. Czy jej samotność uniemożliwiła jej latanie, utrzymywanie jej na ziemi, podczas gdy ci przy wsparciu innych mogli latać?

Jedność grupy jako całości nie była tak ustalona na początku, tancerze w wyraźnych liniach poruszali kończynami w każdą stronę - zorganizowany chaos. Wszystko to przekształciło się w wyraźniejszy unisono - kanon, grupy i tym podobne. Postać Ellisa nie wydawała się jednak skłonna lub zdolna do samookreślenia się w ramach tej zjednoczonej tożsamości. Na przykład w jednej pięknej sekcji tancerze skakali w płynnie przecinających się liniach. Tancerka w niebieskim stroju poszła jednak własną drogą.

Derek Dunn i Hannah Bettes w Jorma Elo

Derek Dunn i Hannah Bettes w „Piątej symfonii Jeana Sibeliusa” Jormy Elo. Zdjęcie: Rosalie O’Connor, dzięki uprzejmości Boston Ballet.

Ostatecznie grupa stworzyła wspaniały obraz - mimo to tancerka w niebieskim ubraniu siedziała, handlując nogami. Nigdy naprawdę nie dołączyła do grupy. Jednak na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wydawała się być samotna, ale nie samotna. W tym przypadku praca we współpracy z McGregor's wykazała różnorodność doświadczeń.


Nick Fink wiek

Występuje ostracyzacja i atak outsidera, najczęściej zrodzony ze strachu - często przed zmianą, przed utratą tego, co się ma. Występuje również wtedy, gdy grupa i osoba z zewnątrz są zadowoleni z własnej tożsamości i obecnego doświadczenia. Nasz świat (być może bardziej teraz niż od dłuższego czasu) stoi obecnie w obliczu tych pytań, w jaki sposób równoważymy potrzeby jednostki i grupy, dobrobytu stada i osób z zewnątrz - być może teraz bardziej niż przez długi czas .

Sztuka w najlepszym wydaniu to wielopanelowe lustro, które odbija rzeczywistość taką, jaka jest - lub taka, jaka mogłaby być. Taniec, z dostępem do mocy nieskończonych możliwości ciał w przestrzeni - połączonych z umysłami i duchami tych ciał - ma być może wyjątkową zdolność jeszcze wśród form sztuki. W Obsydianowa łza, Boston Ballet wykorzystał tę moc z precyzją i wdziękiem.

Autor: Kathryn Boland z Taniec informuje.

polecany dla Ciebie

Popularne Wiadomości